top of page

A jeśli nie wytrwam?

Znałam pewną dziewczynę. Była zwyczajna jak większość z nas. Chodziła do pracy, miała partnera, w planach dziecko, dom. Chciała stabilizacji, rodziny. Pragnęła się ustatkować.

Minęło kilka lat, spotkałyśmy się ponownie i porozmawiałyśmy. Miała dwoje dzieci, dom i męża. Spełniła swoje marzenia. Było ciężko, pracowicie, obydwoje z partnerem pracowali tak ciężko jak tylko mogli. I się udało. Teraz pozostało po prostu żyć.


Wreszcie wyjechali na wspólny, rodzinny urlop. Piękne miejsce, palmy, czysta woda. Nie trzeba gotować, sprzątać, można się zająć sobą. Ona jednak wciąż brała te tabletki i sprawdzała telefon. Nie, nie chodziło o scrollowanie tylko o emaile. Musiała być na bieżąco.

Dzieci prosiły by weszła z nimi do wody, pobawiła się z nimi, ona jednak była zmęczona, spięta, bała się, że coś przeoczy. Nie może stracić swojej pozycji. Ma kredyt, jest wzorem dla rodziny i znajomych. Musi być czujna.

Kolejny urlop, tym razem zimowy, gdzieś w Alpach był bardzo podobny. Dzieci się nauczyły, że mama jest zmęczona lub zapracowana. A ona chudła w oczach, twarz jej się zapadała, a skóra pomimo profesjonalnej pielęgnacji wcale nie wyglądała na zdrową.

Musiała wytrwać. Musiała dać z siebie wszystko bo zawsze była prymuską, bo wszyscy na nią patrzą. Jeszcze tylko kilka lat, kredyt się spłaci, dzieci pójdą na studia. Wtedy będzie łatwiej.


Czas jednak nie pozwolił tak długo czekać. Coraz częściej słabła, chodziła do lekarza, brała kolejne zestawy tabletek. Martwiono się o nią ale ona zapewniała, że ma zwyczajnie dużo pracy.


Karetka pogotowia przyjechała jakoś nad ranem. Noc otulała domostwa i nie do końca wiadomo było co się stało. Zabrali ją. Partner został z dziećmi w domu.

Serce, wątroba. Siadły, zwyczajnie odmówiły współpracy. Były już stare, umęczone. Zrobiły co miały zrobić, a teraz czas na odpoczynek.


To taka chwila kiedy jest prawie za późno, ale jest jeszcze drobna iskierka nadziei. Operacje, rehabilitacja; wszystko to było długie, męczące ale jej zdrowie wychodziło na prostą. I co teraz?


 

Co teraz czujesz? Co zwróciło Twoją uwagę? Na czym się zatrzymałaś?


Weź oddech i poruszaj się trochę. Rozciągnij mięśnie, pomasuj łagodnie swoją skórę. Poczuj siebie na nowo.


 

Ciało tej kobiety od dawna dopominało się o uwagę, zwolnienie, zauważenie. Ona jednak wiedziała, że jej głównym celem jest wytrwałość, że jeśli wytrwa na drodze do osiągnięcia wyznaczonego celu, osiągnie go. Zobaczy efekty, rodzina je zobaczy. Wszyscy będą z niej dumni. I choć owi "wszyscy" od dawna ją strofowali, że za dużo bierze na siebie, ten komunikat do niej nie docierał.

Gdy jej ciało ewidentnie odmówiło współpracy, ale zostawiło mały procent życia, stanęła przed faktem, któremu nie mogła zaprzeczyć. Coś jest nie tak.


W trakcie terapii najpierw zaczęła powracać do własnego ciała, poznawać jego mądrość, komunikaty i ufać mu. Potem otworzyła się na świat kreatywności, dzięki której dostrzegła rodzinne programy, które nosiła w sobie. Ciężka praca, dumna rodzina, musisz coś osiągnięć bo jesteś dziewczynką,... A najgorsze było to, że jeśli się sama nie ustawi, będzie zależna od męża. Widziała swoją mamę i inne kobiety w jej wieku i od zawsze wiedziała, że do tego nie dopuści.

Te programy bardzo jej pomogły gdy była młodą dziewczynką, chodziła do szkoły, uczyła się i wykazała ambicję. Wspierano jej zapał do nauki i ciężkiej pracy. Powtarzano, że ona zawsze osiąga to co sobie założy, że jej się uda. Ona nie powtórzy losu kobiet ze swojej rodziny.

Powtórzyła go jednak. Nie była co prawda zależna od mężczyzny, ale była w pełni zależna od traumy i wielopokoleniowych przekonań, które ukształtowały jej charakter i podejście do życia.


Terapia trwała dwa lata i często chciała z niej zrezygnować. Jednak łągodne, metaforyczne podejście metody, którą wybrała pomogło jej wytrwać i w tym "projekcie". Jednym z ważniejszych projektów jej życia.

To właśnie relacja z terapeutą, pełna akceptacji, zrozumienia, zaciekawienia pozwoliła jej na nowo budować relacje z drugim człowiekiem. Relację bazującą na zaufaniu, zdrowych granicach, na szacunku do siebie. Wtedy dopiero poczuła, że może być sobą, że jej bóle głowy mogą ustąpić, że ona może czuć się dobrze jako ona. Nie musi udowadniać i zależeć od opinii rodziny. Jest wystarczająco dobra i nikomu niczego nie musi udowadniać.

Comments


bottom of page