Gdy zapukałam do drzwi, miałam świadomość, że zaczniemy inaczej. Sue, babcia, która ma prawa opiekuńcze i ja, która do tej pory pracowałam jako psychoterapeutka jej wnuczki, miałyśmy rozpocząć zupełnie nowy proces.
Jej osobisty proces psychoterapeutyczny.
Znałyśmy się już wcześniej. Rozmawiałyśmy na temat wnuczki, oraz wsparcia jakiego potrzebuje. Znałam dom, znałam beżową kanapę i psa Poppy. Wszystko było znane, a jednak zupełnie nowe.
Zaczęłyśmy rozmawiać o wnuczce, o trudnościach i o tym, że rodzina się zupełnie odwróciła. Sue powiedziała, że rodzina ją kocha ale nie może patrzeć jak wnuczka ją traktuje i że żadna trauma nie ma prawa tak jej, prawdej opiekunki - babci, traktować.
Synowie i ich rodziny niby chcą ją wesprzeć, ale nie rozumieją sytuacji.
A prawdą jest też i to, że Sue ma swoje lata.
Przeszła nowotwór.
Robi co może.
Ja natomiast wiedziałam, że byłam tam nie z powodu wnuczki, ale właśnie ze względu na nią, bo to ona potrzebuje pomocy. Widać to było w sesjach wnuczki.
Bo rodzina to naczynie wielowymiarowe, ale jednakie. Rodzina odbija w sobie rzeczywistość wszystkich jej członków.
Gdy zaczęłam lekko przekierowywać rozmowę na potrzeby Sue, początkowo dziwnie się z tym czuła. Bo ona jakby nie istniała, jakby nie było jej w sobie, nie czułą siebie, nie znała swoich potrzeb, nie wiedziała co się z nią stało.
Wypełniona była po brzegi swoją wnuczka.
Moje skromne słowa, moje cierpliwe słuchanie, dawały jednak lekkie uczucie spokoju i uwolnienia. Sue zaczynała dostrzegać, że jest w tym wszystkim ważna, że ten czas jest dedykowany jej, nikomu innemu, tylko jej.
Zaprosiłam Sue do stołu.
Usiadłyśmy razem i zaprosiłam ją do wzięcia kilku oddechów i zauważenia swoich emocji, stanu zmysłów.
Jest piękną kobietą, z której bije wielka, życiowa mądrość.
Siedziałam z nią przy jednym stole i czułam ogromny szacunek wobec tej kobiety, która wiele w życiu wycierpiała, a mimo to, nadal miała tyle miejsca w sercu, tyle dobra i pragnienia by obdarować swoją wnuczkę najlepszym co miała.
Miała pragnienie do życia.
Sęk w tym, że wnuczka stała się... wymagającym nauczycielem, zaproszeniem do spojrzenia w głąb siebie.
A w tym wieku, w tym stanie zdrowia, wiele się może zdarzyć. Wszystko może się wydarzyć.
Psychoterapia także.
Gdy otworzyła mój tobołek z darami matki Ziemi, natychmiast wybrała trzy jej klejnoty: szyszkę, pióro i gałązkę sosny.
I każdy przedmiot miał od razu swoje znaczenie.
Dotyk, wygląd, i czas.... Czas, którego zwykle nie mamy, pozwoliły Sue na dogłębne spojrzenie na te bogactwa, na to by zaczęła szukać głębiej.
Zachęciłam ją do eksplorowania pozostałych darów.
Początkowo była niechętna, ale jednocześnie podeszła do mojej sugestii z zaufaniem.
Okazało się, że znalazła kilka muszli, kilka kamieni, które ją zaskoczyły, które pozwoliły odkryć nowe, inne aspekty jej życia, przywołać odległą przeszłość.
Jednak bez zachęty, nie śmiałaby ich dotknąć.
Bo ona nie może.
Ona nie wie, że może.
Sue nigdy nie mogła wybierać.
Sesja toczyła się dalej, a gdy dobiegałyśmy do końca wtedy...
Sue opowiedziała swoją historię.
I świat nabrał nowego znaczenia, a obecna historia nabrała sensu.
Monika, I really need this.
Potrzebuję tych sesji, Moniko, powiedziała Sue z nadzieją, że wciąż ma szansę na szczęśliwe życie rodzinne, społeczne i na radość, uśmiech i energię do cieszenia się każdym dniem.
Jako dramaterapeutka pracuję z osobami w różnym wieku, z różnymi trudnościami, jednak faktycznie coraz częściej zauważam, że każdy z nas nosi w sobie efekty traumy. Definicji i rozumienia traumy mamy bardzo wiele, ale dla potrzeby tej chwili napiszę, że trauma to taki chwast, który zasiano jako małe ziarenko, a z czasem zaczęło się ono rozrastać tak bardzo, że zdominowało pozostałe organy naszego ciała. Owa dominacja natomiast wpływa na naszą codzienność i bezpośrednio wpływa na to, JAK ŻYJEMY.
Poznanie Sue jest dla mnie darem szczególnym.
Kobieta, która widzi przed sobą o wiele młodszą kobietę i w tej szczerej, otwartej relacji przyznaje, że powinna dotknąć swojej traumy 40 lat temu, że teraz, dziś naprawdę potrzebuje psychoterapii.
To mądrość, której mogę pozazdrościć i chylę przed nią czoła.
Trauma nie musi być chwastem, który dominuje życie. Można ją okiełznać.
Możesz dać sobie szansę i rozpocząć proces uzdrowienia.
Mądry psychoterapeuta zadba o Twoją bezpieczną podróż.
Z uściskami,
Dramaterapeutka Monika
Comments