Miała 40 lat, dwoje dzieci, dom, męża, kota i psa. Miała pracę; obydwoje pracowali. On spełniał się zawodowo, ona natomiast pracowała na tyle by pogodzić pracę z domem. Nie była to praca jej marzeń ale pozwalała zarobić.
Dzieci rosły wspaniale, rozwijały się i przynosiły do domu dobre stopnie. Mąż, niby był zmęczony po pracy, niby zadowolony z życia, jednak w domu jakiś taki nieobecny, czepliwy.
Mimo to, wdzięczna była losowi za swoje życie. Nie każdy miał na tyle szczęścia by mieć dach nad głową i szczęśliwą rodzinę, bo przecież w każdej rodzinie są jakieś trudności, prawda?
Dzieci jednak potrzebowały JEJ coraz mniej. Dorastały i miały swój świat. Mama i tata nie byli, jak za dzieciaka, modelami, najważniejszymi osobami na świecie. Pełnili bardziej funkcję administratorów i pracowników banku z opcją wypłacania gotówki.
Mąż nadal wracał niby zadowolony, ale jednak czepliwy więc ona, kobieta w sile wieku przekonana, że ma w życiu dużo szczęścia, postanowiła zadbać o siebie.
Poszła na siłownię, zapisała się na kurs, który miał ją przybliżyć do wymarzonej pracy, zaczeła spotykać się z przyjaciółmi z dawnych lat. No cóż, taka zmiana dała się odczuć przez domowników. Czasem trzeba było zjeść odgrzany obiad lub iść na długi spacer z psem, bo ONA tego nie zrobiła. I choć ONA coraz częściej miała uśmiech na twarzy to jej mąż zaczął się temu poważnie przeciwstawiać. I wtedy właśnie powstały kłopoty.
Rodzina była nieutulona, dzieci musiały częściej po sobie sprzątać, a mąż domyślać się gdzie się podziewa jego żona. Do tej pory nie był tym zainteresowany bo głównymi miejscami, gdzie zazwyczaj bywała, była jej praca lub dom. Zaczął wymyślać więc powody, w wyniku których dla dobra wszystkich powinna zmienić plany, nie iść tam, nie spotkać się z tym... Trwało to na tyle długo, że zaczęła się dusić w swojej własnej bańce. Mimo wzmożonej dbałości o siebie przytyła, czuła się zmęczona, nie mogła spać i przede wszystkim coś zaczęło ją boleć pod lewą piersią.
Trwało to kilka lat. Bardzo się postarzała. Pracy nie zmieniła bo ukończenie kursów okazało się niemozliwe, dzieci wyfrunęły z gniazda i zamieszkały w innych miastach. Pies dawno już nie żył, a kot... No cóż, kot też nie był zbyt młody.
Mąż objął kierownicze stanowisko, a ona zbudowała bunkier samotności, z postrzępionymi marzeniami i blizną po nowotworze.
Co się stało? Przecież miała wszystko.
Granice jej wolności zostały jednak przekroczone. Brak zaufania, systematyczne poczucie beznadziei i kontroli gromadziły się w jej ciele, aż osłabiona i odizolowana od świata, straciła głos by o siebie walczyć.
Można było tego uniknąć.
Weź głeboki oddech i pomyśl, gdzie będziesz za 10 lat. Co czujesz, gdy się sobie przyglądasz? Jak Ci z tym odczuciem?
Czasami czekamy za długo i wtedy ciężko nam cokolwiek naprawić. Bo to trochę jak spróchniałe drzewo, które raczej nie powróci do życia i nie stanie w pionie. Stanie się siedliskiem dla innych, małych żyjątek. Tak też i z nami. Jeśli pozwalamy przekraczać własne granice, kontrolować się tylko dlatego, że brakuje nam odwagi i pewności, że jesteśmy tym kim jesteśmy, to stajemy się pożywką dla innych.
Jednak jeśli w porę zaczniemy reagować - możemy zachować siebie.
Do czego Ciebie gorąco zachęcam.
Comentarios