Mariola była czarną owcą.
Nikt w rodzinie nie rozpoznawał w niej jej niepowtarzalności. Traktowali ją raczej jak odmieńca, który ma nie po kolei w głowie.
Przyzwyczaiła się do tego bo od dziecka spotykały ją te same, pełne szyderstwa lub pogardy spojrzenia i komentarze.
Gdy dostała się na studia - wbrew przewidywaniom całej rodziny o jej stoczeniu się - zauważyła, że zaczęto ją traktować trochę inaczej. Nadal z dystansem i lekkim szyderstwem, jednak zauważała nutę zaskoczenia, a może nawet dumy.
Szczególnie ojciec Marioli był sceptycznie do niej nastawiony i nie wierzył, że studia skończy. Nie ofiarował żadnej pomocy, ale co gorsza - nie musiał bo Mariola nawet o nią nie prosiła.
Gdy jako magister z honorami za najlepszy wynik na roku otrzymała ofertę pozycji asystentki na Uniwersytecie - jej rodzina właściwie nie wiedziała jak na tę informację zareagować.
Przecież Mariolka do niczego się nie nadaje! Na pewno dała komuś dupy bo sama nigdy by tak wysoko nie zaszła....
W Anglii można było się realizować
Nauczona samotności we własnym domu i własnej rodzinie, Mariola emigrowała realizując się zawodowo, i podążając karierą akademicką. Przeniosła się do Anglii bo wiedziała, że tam można się było realizować.
Nauczona samotności, nadal stroniła od ludzi, spotkań po pracy i starała się nie utrzymywać jakichkolwiek długoterminowych kontaktów. Nie umiała być koleżanką, ani dziewczyną. O rodzinie nie myślała. Miała swoją karierę na uniwersytecie i spełniała się tam najbardziej na świecie.
Jednak było coś, co zawsze wzbudzało w niej ciekawość - od dziecka próbowała zrozumieć po co się wzięła na świecie. No bo jeśli zawsze była do niczego, i nikt z nią nigdy nie chciał się kumplować, docenić jej to po co w ogóle się urodziła?
Po to, żeby inni mieli kozła ofiarnego, na którym mogli się wyżywać?
Przez te wszystkie lata, będąc jeszcze nastolatką, szukała odpowiedzi na pytanie dotyczące sensu i celu jej życia.
Warsztaty były przełomem.
Faktycznie Anglia dawała inne możliwości niż Polska. Zaczęła uczęszczać do różnych kręgów, udawać się na warsztaty rozwojowe. Czasem sięgała po coachów, czasem po specjalistów od duchowości czy psychologii.
Każdy warsztat zawsze wnosił coś nowego i dawał jej poczucie, że zaczęła poznawać siebie coraz lepiej.
Faktycznie zaczęła czuć ulgę i otwierać się na ludzi.
Ludzi podobnych jej czyli takich, którzy zadawali pytania o sens i cel życia.
Wśród nich byli samobójcy, rozwodnicy, ludzie po przejściach, ludzie z ogromną wiarą.... Różni ludzie się tam spotykali, ale jedno ich łączyło, zadawali podobne pytania i szukali na nie odpowiedzi.
Już wiem po co żyję
Po kilku latach i licznych warsztatach z zakresu rozwoju osobistego, Mariola dostała wiadomość, że jej tata jest ciężko chory. Poleciała go odwiedzić.
Spotkała wówczas przypadkiem kolegę z liceum. Odwiedzał czasami jej rodzinę, czasem im pomagał. W ogóle ich rodziny od dawna się przyjaźniły więc, gdy była potrzebna pomoc, wsparcie było oczywiste.
Michał był sympatycznym, pewnym siebie mężczyzną. Dobrze zbudowany, zadbany i o dziwo - samotny.
Zdziwiło to Mariolę bo kiedyś, gdy chodzili razem do tej samej klasy, Michał był niemal tak samo lińczowany jak ona. Nosił stare ubrania, czasem bywał niedomyty. Dzieciaki go nie lubiły bo do nich nie pasował.
Wyrósł na niczego sobie mężczyznę.
Spotkali się jak starzy znajomi z dawnych lat. Rozumieli doskonale siebie na wzajem bo obydwoje czuli sie odrzuceni i samotni. Choć Mariola patrzyła na Michała trochę z góry...
Ona, pani profesor na angielskim uniwersytecie, odbyła tyle warsztatów rozwojowych, że już nic jej nie mogło zaskoczyć, no i uznała, że ona już znalazła odpowiedzi na swoje pytania dotyczące sensu i celu jej życia.
Michał to wyczuł.
Cóż, obydwoje byli bardzo wrażliwi i wyczuleni na subtelne sygnały pogardy, które znali od dziecka. I wtedy właśnie ją zaskoczył swoimi słowami:
Wiesz, że wiele dla mnie znaczysz i cieszę się, że realizujesz się w życiu i jesteś pewna siebie. Teraz Twoja rodzina chwali się Tobą zawsze, kiedy tylko może. Ale jednak czuję, że w głębi serca jesteś nadal bardzo samotna. Jakbyś nigdy nie pogodziła się ze sobą.
Więc jednak psychoterapia
Długo rozmawiali tamtego wieczoru. Słowa Michała wkurzyły Mariolę i początkowo chciała obcesowo się odwrócić na pięcie i odejść, ale niestety jego słowa zrobiły z nią coś takiego, czego nie mogła powstrzymać, nie dała rady tego skontrolować. Mariola się rozpłakała, mimo, że nie wiedziała czemu.
Michał otworzył przed nią serce, powiedział, że czekał na nią, że nie poznał innej kobiety, która byłaby w stanie poczuć go tak jak ona, choć nie stronił od ludzi, imprez. Był pogodnym człowiekiem. Nie miał żalu do świata.
Z kumplami z podstawówki od lat dobrze się przyjaźni. Ludzie wydorośleli, zrozumieli jakimi byli głupcami za młodu więc nie był tym samym kozłem ofiarnym co niegdyś.
Michał jednak zrobił coś, czego nie opowiadał kolegom ani rodzinie.
Gdy był młodym dorosłym, zdał sobie sprawę z tego, że nie może sobie poradzić ani z samotnością, tęsknotą za Mariolą, ani okropnym wstydem i że zaczął sięgać po alkohol wtedy, gdy był sam i był przybity.
Wtedy zrozumiał, że jeśli nic ze sobą nie zrobi - to się stoczy.
Pojechał do Wrocławia i poszukal psychoterapeuty. Nikt z jego małego miasteczka nie wiedział, że zaczął swoją psychoterapię.
Trwała prawie dwa lata. Czasem było mu ciężko bo dotykał takich tematów, o których nigdy z nikim nie chciał rozmawiać. Ogólnie bieda była jedynie przykrywką do wszystkiego, co działo się u niego w domu.
Psychoterapia była męcząca, uciążliwa, wkurzał się na psychoterapeutę, zmagał się z przeszłością, reakcjami, ale po pewnym czasie zobaczył, że jego spojrzenie na siebie i na świat stało się jakieś inne. Nawet nie wiedział kiedy to się stało, ale zauważył, że coś było inne.
Gdy powiedział o tym terapeucie, ten mu pogratulował mówiąc, że czuje dokłądnie to samo i że teraz mają już z górki, że mają popracować nad prawdziwym szczęściem, spełnieniem, radością czyli wszystkim co składało się na esenscję jego życia.
Michał zrozumiał, że ten facet - jego terapeuta, który znosił jego wszystkie bluzgi, wściekłości, uniki, itd, ten właśnie facet zbudował mu relację, której nikt i nigdy wcześniej mu nie stworzył.
Czul się jakby był na nowo małym dzieckiem i zaczął się uczyć świata i siebie od nowa.
To był dla niego wielki przełom.
Oczami dramaterapeuty
Historia Marioli i Michała wspaniale ukazuje nasze prowizoryczne tratwy, czyli łódki, które mają nas dowieźć na koniec świata pomimo, że nie mają mocy i odporności solidnego statku.
Obydwoje zachowali wierność sobie, co oznaczało, że wbrew temu, jak ich programowano i postrzegano w dzieciństwie, obydwoje pozostali odporni na trudy zależności od świata, w którym wzrastali.
W owej wierności sobie tkwi ogromna moc człowieka.
Jednak obydwoje obrali inne kierunki na poznawanie siebie.
Mariola szukała krótkich i intensywnych warsztatów, które pomagały jej zrozumieć różne aspekty siebie, podczas gdy Michał udał się na długoterminową psychoterapię, w trakcie której owe aspekty siebie eksplorował w ramach jednej, stałej i stabilnej relacji.
Mariola osiągnęła sukces zawodowy; rodzina była z niej dumna, jednak ona wciąż doświadczała pustki. Wciąż musiała się kontrolować, być świadoma siebie. Nie zdawała sobie sprawy z ciężaru jaki niosła dopóki Michał nie nazwałjej samotności po imieniu.
Okazało się, że proste słowa wypodziane z troską człowieka, który czuł ją, dotarły aż do głębi jej serca i otworzyły wrota do takiej sfery jej życia, o której istnieniu nawet nie miała pojęcia.
Michał natomiast przeżył swoje bunty, niechęci, jak i zdrowe, naturalne przywiązanie i zdrową, empatyczną relację w ramach swojej psychoterapii. Udając się na sesje, które były przewidywalne, które budowały w nim poczucie akceptacji, poczucie, że jest ważny i wart uwagi. Michał doświadczył uzdrowienia kolejnych etapów swojego życia w trakcie psychoterapii z terapeutą, który stworzył mu przestrzeń do zbudowania dobrej relacji ze sobą jak i ze światem, z przeszłością oraz teraźniejszością.
Michał miał szansę doświadczyć przełomu psychoterapii, który oznaczał uzdrowienie bolesnych ran i rozpoczęcie budowania nowego, pewnego siebie i szczęśliwego mężczyzny.
Czy dramaterapia jest szczególna?
Dramaterapia, która jest psychoterapią kreatywną ma jedno, główne założenie, a mianowicie, że uzdrowienie się wydarzy, gdy będzie bezpieczeństwo.
Wracając do teorii przywiązania, wiemy, że małe dziecko, które otrzymuje od rodzica miłość, atencję, bezpieczeństwo, rozwija skrzydła, może eksplorować świat z przeświadczeniem, że świat jest dobrym i pięknym miejscem do życia.
Dramaterapia stwarza to środowisko, a dramaterapeuta czuje pacjenta tak, jak czuje swoje niemowlę rodzic. Dostraja się do niego, do jego potrzeb po to by odpowiadać na te potrzeby jak również by wspierać młodego człowieka w regulacji jego emocji.
W rodzinie te procesy trwają całe lata, przy założeniu, że rodzice są wyposażeni w odpowiednie narzędzia i sami potrafią siebie regulować.
W procesie dramaterapeutycznym, proces ten trwa z reguły krócej ale stanowi istotny filar w kolejnych etapach uzdrowienia.
Szczególną wartość dramaterapii można zauważyć jednak nie tylko w relacji pomiędzy terapeutą, a pacjentem.
Ważne bowiem są środki stosowane w procesie uzdrowienia.
Dramaterapeuta dostosowuje środki nie tylko w kontekście budowania bezpiecznej, pierwotnej relacji rodzic-dziecko, ale wyczuwa środki i metody pracy z pacjentem, by te były najbardziej bliskie sercu pacjenta.
Podczas pracy z dziećmi, jest to dość łatwy proces bo dzieci mają w sobie jeszcze prawdziwe poczucie tego, z czym czują się dobrze, a z czym nie. Wiedzą co lubią i gdy tylko dostaną zgodę na zabawę, natychmiast zaczną prowadzić do przestrzeni świata możliwości i kreatywności.
Z dorosłymi jest trochę inaczej.
Dorośli często są ludźmi, którzy zapomnieli.
Dorośli zapomnieli kim są, co lubią, co sprawia im prawdziwą radość, przyjemność i kiedy czują się bezpiecznie.
Dramaterapia pomaga dorosłemu pacjentowi powrócić do tego kim jest.
Bardzo często, gdy w wyniku psychoterapii w nurcie kreatywnym, dorosły przypomina sobie kim jest, jego całe życie zaczyna nabierać sensu, a sprawy zaczynają się układać.
Taki dorosły zaczyna widzieć co ma znaczenie, a co nie.
Potrafi wyznaczyć nowy, zdrowy i szczęśliwy kierunek życia, a przede wszystkim, uzdrowiony dorosły, który na nowo wie, kim jest - przestaje się bać.
Opadają wszelkie wyuczone lęki, blokady czy inne uwarunkowania, którym ten dorosły podlegał wiele lat.
Taki dorosły staje się źródłem szczęścia i radości dla swoich bliskich, w szczególności swoich dzieci, z którymi na nowo tworzą pełną zaufania, empatii i zrozumienia relację.
Podsumowując, jeśli Mariola, która poznała siebie dzięki licznym warsztatom, pozwoli sobie teraz na zbudowanie długotrwałej relacji, w trakcie której sama poczuje moment absolutnej integracji i doświadczy bezpieczeństwa relacji z drugim człowiekiem - wtedy dopełni się jej historia szczęścia.
Będzie wówczas realizować się nie tylko jako profesjonalista i profesor akademicki, ale zbuduje relacje międzyludzkie, przed którymi nie będzie musiała uciekać, ani się ich bać.
Będzie mogła swobodnie okazywać emocje, bez konieczności kontrolowania ich, bo zrozumie ich wartość oraz informacje, które jej przekazują.
Pamietaj, każdy z nas niesie na sobie garba przeszłości. Im jesteśmy starsi, tym trudniej się go pozbyć. Udanie się na psychoterapię, która buduje relację oraz pomaga dostrzec prawdę o sobie, pozwala zrzucić bagaż przeszłości i pójść przed siebie w nowym uniformie, uszytym na miarę.
Bez lęku.
Z pozdrowieniami,
Twoja Dramaterapeutka :)
Monika Burzykowska
Commentaires